06.

Dzisiejszy dzień kończę rozczarowana sobą. Nie dlatego, że źle zjadłam, bo bilans jest okej, ale dlatego, że w końcu zobaczyłam jak wyglądam. Unikałam od dłuższego czasu lustra, bo nie chciałam patrzeń na siebie, chyba dlatego tak lekko mi się żyło. Dzisiaj po zrobieniu keratyny, która swoją drogą wyszła chyba bardzo dobrze, poprosiłam chłopaka by zrobił mi zdj włosów od tyłu. Zobaczyłam swoją dupę, a raczej jakiś prostokąt. Ja pierdole, jak można się tak zapuścić. Nawet nie mam słów do siebie w tej chwili. Nie da się na to patrzeć. Nic dziwnego, że unikałam lustra.

Dobrze, że nie mogę wyjść z domu, bo spaliłabym się ze wstydu. Brzydzę się sobą.

Muszę się w końcu do tego przed sobą przyznać, nie bez powodu brak mi libido.

Nie ma wymówek. Żadnych. Dopóki nie zejdzie choć 20kg to nie będzie dobrze. Żeby wyglądać normalnie powinnam zrzucić 30kg. Wystarczyłoby mnie na dwóch ludzi. Nie mogę.

Bilans:

Kanapka: chleb 40g – 102kcal, masło 5g – 37kcal, polędwica 16g – 20kcal, pomidor 30g – 6 kcal = 165kcal

Udko z kurczaka pieczone 187g – 187kcal, ziemniaki 194g – 169kcal, kapusta kiszona 177g – 57kcal = 412kcal

Koktajl: banan 59g – 57kcal, alpro 97g – 31kcal, vitanella czekoladowa 17g – 11kcal, masło orzechowe 9g – 54kcal = 153kcal

Razem: 731kcal

Ćwiczenia: 0

Dzisiaj ćwiczeń brak, jutro zdecydowanie odrobię. Dziś 6h zajęła nam keratyna, a po niej nie powinnam wiązać włosów od razu, bo mogłoby wszystko pójść na marne.

Jestem przerażona. Już raz byłam, schudłąm z dietetyczką, czułam się dobrze, już nie wierzyłam, że mogę schudnąć, po czym znowu lubiłam swoje ciało. Teraz chociaż wiem, że da się schudnąć. Nie wiem tylko czy znowu mam tyle siły by to zrobić. Powinnam się ogarnąć raz na zawsze. Ja chudnę i tyje. Nie mam kontroli.

Jak założyłam tego bloga to po kwarantannie na wadze miałam:

90,7 kg , wczoraj 89.5 kg.

Czas ustanowić cele. Myślę, że moim głównym w odległych czasach byłoby 60kg. Mam 175cm. Na początek muszę zejść do 85, ale lepiej poczuję się dopiero, gdy będzie 79. Ta waga ostatnio już mnie trochę uspokoiła. Nie powinno być aż tak trudno zejść do niej teraz. Oby tylko waga leciała dobrze. Zwiększę ćwiczenia, na razie nie obcinając kalorii, by nie prosić się o napad. Dobry ujemny bilans na pewno coś da. Musi.

Wstawię zdj z keratynę, gdyby ktoś był zainteresowany,po czasie je usunę. Niestety zapomniałam zrobić zdjęcie przed. Podcięłam tez dziś końcówki, choć nadal by się im przydało kilka cm.

💗

05.

Zasiedziałam się dzisiaj na blogach i straciłam rachubę czasu. Upłynęła też ze mnie wena, więc post pewnie będzie krótki, ale to raczej lepiej dla czytających. Chociaż ja osobiście lubię czytać dłuższe posty, więcej się z nich można często dowiedzieć.

Bilans:

Jabłko 150g – 75kcal

Bigos domowy 240g – 218kcal (nie wiem dokładnie, jego skład to kapusta kiszona, niewiele mięsa, cebula zasmażana i trochę mąki), ziemniaki 184g – 160kcal

Pół grahamki 36g – 95kcal, masło 5g – 37kcal, polędwica sopocka 17g – 21kcal, pomidor 33g – 6kcal

Koktajl: Banan 96g – 93kcal, alpro sojowy migdałowy 100g – 32kcal, vitanella 15g – 9kcal, masło orzechowe 5g – 30kcal

razem: 776 kcal

Kiedy robiłam ten koktajl to myślałam, że podbije mi bilans do ponad 800. Nie wiem czy chciałam by mi tyle podniósł, chyba oswajam się z tą 7, ale nie chce też niedługo napisać, że zjebałam i się objadłam, bo nie umiałam zacząć odpowiednio.

Ćwiczenia:

Orbitrek: 61min, 22,72km, 500kcal

Deska 3 x 30s

Przysiady x 50

Joga – wysmuklanie nóg 

Bardzo polecam kolejną jogę z tego samego profilu co wczoraj. Dla mnie trudniejsze ćwiczenia niż te do szpagatu, bo dochodzi równowaga i jednak napięcie tych mięśni przez pewien czas, pozostanie w bezruchu. To trochę wymaga.

Przysiady robi mi się zadziwiająco łatwo, powoli przestaje czuć cokolwiek, chyba będę musiała zwiększyć ich ilość, ale nie tak szybko, bo może mi się odechcieć.

Przy desce ślizgają mi się ręce, chyba muszę podkładać ręcznik na matę, ale ogólnie coraz lepiej.

Ćwiczenia na orbitreku były dzisiaj dość przyjemne, postanowiłam trochę pociągnąć, chyba zmotywowała mnie dzisiejsza waga. Spodziewałam się trochę więcej, bo na początku zawsze traci się wodę, a tu takie tam 1kg z drobnym hakiem. Nadal dobrze, w końcu to były 3 dni, ale kiedyś było bardziej spektakularnie. Nie wiem jakim cudem kiedyś w tydzień schodziło 5kg, jak mogło mi się zatrzymywać aż tyle wody.

Zauważyłam, że robie się trochę nerwowa w domu, do tego wieczorem zaczyna mnie boleć głowa od zmęczenia. Może powinnam też poszukać jakiejś jogi rozluźniającej…

Jeszcze jedna sprawa o której chce wspomnieć, choćby sama dla siebie. Odezwała się do mnie przyjaciółka, z którą bliższy kontakt się urwał, bo jak myślę moje towarzystwo nie było jej potrzebne. Kto inny był wygodniejszy, zresztą to był już może 3 raz, więc kiedyś musiałam sobie powiedzieć dość starań. Mimo, że bardzo mi zależało, pewnie nadal zależy. Wysłała mi screena, czegoś co mnie dotyczyło i napisała, że może będę zainteresowana to mi wysyła, to był taki żart, coś z czego wcześniej sobie śmieszkowałyśmy, kiedy miałyśmy inny kontakt. Dziwie się, ale zasmuciło mnie to. Poczułam się zakłopotana. Nie wiem, nie potrafię tak tkwić w czymś połowicznie, ale całkowite zerwanie relacji nie chodzi w grę, bo po takich akcjach czuję się jeszcze gorzej. Jednak zasmuciło mnie to, staram się to poukładać, nie robić sobie nadziei, że będzie jak dawniej. Nawet jeśli na chwile byłoby dobrze, to pewnie znowu po czasie zrobiłaby to samo, a to dla mnie bardzo ciężkie. To było jak rozdrapanie rany. Podświadomie nie chce by to się skończyło, by już nie było do czego wracać, ale obawiam się, że tak właśnie powinno się stać. Nie wiem o co jej chodzi i co ona myśli, przeważnie nie rozmyśla o takich rzeczach, więc może to ja nadinterpretuje.

Jednak wyszedł mi znowu dugi post, nie umiem pisać krótko, taka jestem.

Znalazłam dziś kilka fajnych sformułowań na jednym z blogów, jeden sobie zapisałam, po inny muszę wrócić, bo też bardzo mi przypasował. „Brak planu to planowanie porażki.” Bardzo słuszne, dlatego zamierzam zaplanować bilanse na święta.

Trzymajcie się

💗

04.

Dzisiejszy post chciałam zacząć od tego, że bardzo się cieszę, że nie jestem tu sama, a tym bardziej, że jest tu tyle osób, które były tu przed laty. Może nie powinna się z tego cieszyć, ale wiecie o co mi chodzi. Człowiek wraca tu i myśli, że będą tu tylko nowe osoby, zaczynające, nieco inaczej patrząc jeszcze na wszystko, dużo młodsze lub też nikogo nie będzie. Wracałam kilka razy po tym jak odeszła, ale wydaje mi się, że nigdy nie było to to samo, nie to co teraz. Czuje jakby było nas teraz więcej, jakby było więcej motywacji. Może to ten czas, że każdy siedzi w domu i zaczyna myśleć, po czym znowu go tu ściąga.

Wiecie co… tak sobie teraz pomyślałam, że ja zawsze potrzebuje towarzystwa, atencji, dużo ludzi albo mało konkretnych, dużo żartów. Jakby coś musi się dziać, bo kiedy nastaje cisza to zostaje tylko ja i moje myśli, domysły, nadinterpretacje. Wtedy zaczynam sobie szkodzić.

Wracając do tematu, cieszę się, bo nie czuję się dzięki Wam samotna. Czuję się też w pewien sposób zrozumiana. Ostatnio straciłam wielu przyjaciół, jeśli jest sens ich tak nazywać. Wydawało mi się, że idealnie się dopełniamy i mimo wszystko przetrwamy. Zawsze się starałam, chyba aż za bardzo mi zależało. Odeszli, jakby nic to nie znaczyło, te kilka lat. Zupełnie nic. Ech…

(Właśnie tak szybko odbiegam od tematu… Po prawej stronie bloga umieściłam screena z archiwum starego bloga, gdyby ktoś chciał wiedzieć w jakich latach byłam. Później prowadziłam jeszcze ze dwa blogi, ale krótko. Tło, które znajduję się dzisiaj na tym blogu, to tło które miałam przez większość czasu na moim wcześniejszym blogu, być może komuś się skojarzy, link jest praktycznie ten sam, no i właściwie moim znakiem rozpoznawczym powinno być to serduszko na końcu każdego postu pod thinspiracjami, heh.) Ta cześć jest widoczna na innej platformie Mój drugi blog

Dzisiejszy dzień był dobry, w miarę. Obudziłam się z bardzo dziwnego snu, ta osoba chyba nigdy nie przestanie mnie prześladować i nie zapomnę o niej. Kidy budzę się po takim śnie to dzień przeważnie jest cięższy. Dzisiaj trochę brakowało mi zatem motywacji do życia i robienia czegokolwiek, bardzo trudno było mi się zabrać za ćwiczenia, ale koniec końców bardzo dobrze wyszło. Rozpisałam też większą część zadanych recept, więc jutro już będzie znacznie mniej i mam nadzieję, że coś posprzątam.

Miewam chwilami obawy i zwątpienia. Boje się o zdrowie. Kiedyś byłam taka nieświadoma, nie bałam się, nie było więc problemu z niskimi bilansami. Próbuje sobie tłumaczyć, że istnieją długie głodówki zdrowotne, więc jeśli ja będę trochę na takich bilansach to mój organizm jakoś to przetrwa, że mam zapasy, ale nie wiem. To dopiero 3 skończony dzień, a ja już zaczynam tak myśleć, nie chce by mnie to zdemotywowało. Chce trochę podnieść swoje bilanse 800-900. Dzisiaj już był wyższy, chociaż nie powiem, żle się z nim poczułam. Nie lubię widzieć takich cyfr z przodu, juz 6 to już, bo powyżej 500, ale wiem co powinnam. Najwidoczniej to nie takie łatwe jakby się wydawało. Czasem można zjeść tysiące kalorii jednego dnia, a czasem nie można dobić do 1000. Taka głowa.

Miałam co nieco wspomnieć o laminacji włosów. Wczoraj robiłam ją pierwszy raz u siebie. Wykonałam ja z żelatyny, bo nie miałam galaretki. Dwie łyżki żelatyny (może trochę więcej, bo mam długie włosy), do tego dwie łyżki gorącej wody (nie wrzącej, też trochę więcej niż dwie, widać kiedy jest okej). Wymieszałam dobrze, dodałam 2 łyżki (znowu więcej trochę) odżywki do włosów, którą normalnie stosuje. Oczywiście wszystko to nałożyłam po umyciu włosów.  Trzeba je mocno oczyścić, ja normalnie używam szamponów bez lsl, a do ego zabiegu celowo wzięłam zwykły szampon, umyłam dwa razy, następnie nałożyłam mieszankę. Później czepek z folii aluminiowej (może być spożywcza, lub czepek) i na to ręcznik. Tak siedziałam 40min, a następnie wystarczyło spłukać ciepłą wodą i wysuszyć.

W mojej opinii zabieg bardzo fajny, zdecydowanie zrobiłabym przed wyjściem na imprezę, jakąś okazją, czy po prostu w ramach spa dla samej siebie. Roboty nie jest dużo, a warto.

Czy włosy się bardziej błyszczą? Tak, chociaż nie jest to duża różnica, nie tak duża jak po prostowaniu keratynowym.

Czy wyglądają zdrowiej? Myślę, że tak. Wyglądają jakby były nieco odbudowane, może grubsze.(nieco)

Jakie są w dotyku? Ja nie odczułam by były bardziej miękkie, może były nawet bardziej szorstkie, gdyby nałożyć odżywkę po spłukaniu to może byłoby jeszcze lepiej.

Jak się układają? Włosy są jakby cięższe, ale też nie ulizane, czy przylegające do głowy, nieco prostsze, bardziej sypkie.

Nie wiem co jeszcze mogę napisać, nie jest to ponoć zabieg dla każdego, nie każdy bd miał efekty. U mnie fajnie wyszło i myślę, że kiedyś powtórzę, ponoć efekt ma się utrzymywać do trzech myć.

W niedziele wykonuje prostowanie keratynowe (właściwie to przymuszam mojego chłopaka, by mi zrobił bo samej to ciężko, jeszcze przy takiej długości). Robiłam to już jakieś 4 razy na pewno, raz też koleżance. Wiem, że nie jest to bardzo zdrowe, ale to jak te włosy wyglądają, do tego są proste idealnie, nie wywijają mi się jak teraz przy twarzy, wyglądają na zdrowsze. No nie da się temu oprzeć. Szkoda, że nie da się czymś zastąpić tego formaldehydu. Jeśli ktoś jest ciekawy to też coś mogę napisać jakiego ja zestawu używam, jaka cena, jak długo się trzyma, jak wykonywać lub jeśli macie jakieś pytania. Może znajdę jakieś zdjęcia to wstawię.

Chyba napisałam już dzisiaj o wszystkim o czym chciałam. Przepraszam, że taki długi post, ale pisanie tego to taka chwila dla mnie, gdzie w końcu mogę się wygadać, zebrać te myśli, użyć części tych metafor i przemyśleń, które mam w głowie. Mogłabym napisać czasem całą książkę, nie wiem czemu jeszcze tego nie zrobiłam. Haha

Pierwsze posty były takie krótkie, bo chyba nie czułam się tu jeszcze sobą, nie otworzyłam się, bo nie czułam chyba, że mogę, że to ma sens. Teraz czuję się tu znowu jak w domu, to moje miejsce i chce tu o sobie pisać, by móc kiedyś do tego wrócić tak jak wracam nie raz do starego bloga. Ciesze się, że w porę go zablokowałam i nadal mogę to czytać, współczuje każdemu komu usunięto bloga. Tyle wspomnień i przemysleń. No dobrze nie przedłużam, daje bilans i ćwiczenia.

Bilans:

Owsianka: alpro sojowy migdałowy 68g – 22kcal, Vitanella czekoladowy sojowy 20g – 13kcal, płatki owsiane Provena (bez glutenu najlepsze) 20g – 74kcal, banan 48g – 47kcal = 155kcal

Dorsz smażony 130g – 232kcal, ziemniaki 117g – 102kcal, kapusta kiszona 180g – 58kcal = 392kcal

Kanapka: chleb 43g – 110kcal, masło 6g – 45kcal, ser żółty 12g – 42kcal, papryka czerwona 25g – 8kcal = 205kcal

Razem: 753kcal

Ćwiczenia:

Orbitrek: 23min, 9.14km, 201kcal

Deska 3 x 30s

Joga rozciąganie do szpagatu poziom 1

Joga rozciąganie do szpagatu poziom 2 

Joga z Małgorzatą Mostowską

Przysiadów już po jodze i pozycji żaby nie dało się zrobić.

Bardzo polecam Wam tą jogę, podoba mi się jak jest prowadzona, rzeczowo, konkretnie i wszystko dobrze opisane jak wykonywać. Spróbujcie

Oglądacie netflixa? Bo jeśli tak to może byśmy się czymś wymieniły, ja obejrzałam już tego trochę, to może Wam by się coś spodobało.

Nie wiem czy da się ustosunkować do tego wszystkiego co tu napisałam, bo chyba trzeba by było robić notatki. 😀

Mam nadzieję, że choć część przeczytacie i mnie poznacie lub sobie przypomnicie.

Teraz po prostu tryskam radością!

 

 

💗

03.

Dzisiejszy dzień też mogę zaliczyć do udanych. Jak już się zacznie to początek zazwyczaj jest łatwy (o ile trafi się w odpowiedni moment), później robi się pod górkę. Czekam na drugi level, nie wiem czy będzie nim weekend, święta czy może zwykłe załamanie. Mam nadzieje, że się nie poddam. Ani na chwile.

Bilans:

Kanapka: chleb 40g, masło 6g, polędwica sopocka 19g, pomidor 25g – 175kcal

Pierogi domowe (2xjagody,2xowoce leśne, 1xśliwka) – 247kcal + jogurt nat. 45g – 26kcal

Kanapka: chleb 30g, masło 6g, polędwica 17g, pomidor 49g, ogórek 16g – 154kcal

Razem: 603 kcal

Ćwiczenia:

Orbitrek: 31min, 11.84km, 260kcal (wg. maszyny)

Deska 2 x 30s

Przysiady x 50

Jestem dziś już zmęczona, wiec raczej nie mam nic więcej do napisania.

Mogę jeszcze tylko wspomnieć o laminowaniu włosów galaretką lub żelatyna, bo to dzisiaj robiłam (u mnie żelatyna) i polecam. Jeśli ktoś będzie zainteresowany to napisze coś więcej, jak u mnie się to sprawdziło i jak wykonałam.

💗

02.

Dzisiaj jestem z siebie dumna. Może tak na początek. Nie chce być nadto ambitna by nie zepsuć wszystkiego za szybko. Wytrwanie na takiej diecie i tak jest ciężkie na dłuższą metę, wiec nie chce skakać na głębszą wodę od razu. Choćby ze względu na nadchodzące święta, to będzie dopiero próba. Teraz to nieważne. Dzisiaj jestem z siebie dumna. Zjadłam mało, czuje się głodna, cały dzień byłam na nogach, wiec to tez się dla mnie liczy, że nie leżałam. 

Bilans:

Jabłko 130g – 65kcal

Kawałek ziemniaka – 56kcal

Pierogi ruskie (domowe, przed ugotowaniem) 250g – 453kcal

Masło 8g – 60kcal

Razem: 634kcal 

Ćwiczenia

Orbitrek 36min 300kcal 13.63km (dane z maszyny) wg. kalkulatora 270kcal

Przysiady x 50

Deska 2 x 30s 

Przed chwilą wpisałam swoją wagę do kalkulatora w internecie by sprawdzić te kalorie i jakby dopiero do mnie dotarło jaka to liczba. Straszne. Przytyłam 10kg od kiedy przestałam jeździć do dietetyczki, powoli, niewinnie wróciło. Przybywało po 2kg, które miałam szybko zrzucić i wychodziło tylko gorzej. Przez kilka miesięcy byłam nawet na diecie ketogenicznej. Z wagi dużo nie zeszło, rozmiar jakby się zmniejszył, ale za jaka cenę. Dieta bez sensu jak dla mnie, na całe życie lub w ogóle, niestety. To chyba po niej tyle przytyłam nagle. Zmierzam w złym kierunku, naprawdę muszę się tego trzymać, by to zrzucić. Cieszę się, że chociaż udało się zacząć, oby ten blog faktycznie mnie motywował. 

Dzisiaj cały dzień lepiłam pierogi, cały dzień wałkowania ciasta, trochę jak ćwiczenia. Haha, przynajmniej nie myślałam o jedzeniu. Właściwie lubię gotować, bo wtedy nie potrzebuje już jeść, wystarczyłby mi sam zapach i to, ze innym smakuje (no może nie w przypadku pizzy). Właściwie to wole to od sprzątania, bo mimo, ze przy nim spalam więcej, to tez robię się bardziej nerwowa i głodna. 

Cieszę się, że przynajmniej mogę teraz spróbować o siebie zadbać, bo zawsze jak wracam po krótkim wolnym na uczelnie, to jestem cięższa o jakieś 1-2kg i jest mi strasznie wstyd, że znowu wyglądam gorzej. Najchętniej wtedy zostałabym w mieszkaniu i jadła, jak na ironię. Nie chce się taka pokazywać. Teraz mam dużo czasu i muszę go wykorzystać, bo nie wyobrażam sobie jakbym znowu miała wrócić na studia grubsza. Chyba zapadłabym się pod ziemie. 

💗

01.

Chciałam zacząć ten post od słowa „Potrzebuje…”, ale zdałam sobie sprawę, że nie mam pojęcia czego teraz potrzebuje. 

Niczego tez bardzo nie pragnę bo wiem, że wszystko co dostanę i tak stracę, prędzej czy później. 
Dla zabicia czasu, ogarnięcia się, nawet pasji praktykuje od kilku lat diety. To może wydawać się głupie. Owszem dieta jako styl zdrowego życia może być pasją, kiedy mówimy o ćwiczeniach, zdrowych przepisach, ogólnym byciu fit. Dieta jaką ja znam raczej nie powinna być nazywana pasją,a chorobą. 
Nie czuje mojego życia. Równie dobrze mogłabym je oddać komuś (bo przecież nie chce by się zmarnowało). Patrzę na wszystko co się wokół mnie dzieje, na ludzi, na nich w szczególności i nie widzę w tym przyszłości. Czekam na ten koniec świata, bo wszystko straciło sens. Słucham ludzi, którzy mówią o pieniądzach, wszyscy teraz o nich mówią. Wszystko kręci się wokół tego. Zadziwiające, ogólnie pojęty przez nas świat stał się nami samymi. Znaczyłoby to tyle, ze praktycznie wszyscy jesteśmy tacy sami. Pędzimy do przodu za czymś co sami stworzyliśmy. Pieniądze, które miały konkretne przeznaczeniem zawładnęły nami. Jaki jest sens życia kiedy się już odkryje, że ludzie są okropni i nie zmienią się bo to ich natura. Boje się, że nigdy nie poznam nikogo godnego zaufania w 100%, kogoś na kim zawsze można polegać, kto zrozumie, a na koniec nie zostawi, lub nie poświęci dla swojej wygody. ( Może nikogo więcej jak jedna osoba, która mam, chociaż miłość to co innego.) 
Skoro mieliśmy cieszyć się tym wszystkim co mamy na ziemi razem, to dlaczego jesteśmy tak samotni? 
Wracając do tematu. Łatwiej zmusić mi siebie do wykańczające diety, która uciszy moje zmysły niż zmusić się do życia w takim świecie i odczuwać to wszystko. 
Ostatnio chciałam zacząć kilka razy, ale nie miałam czegoś, co przypominało mi, że to ma sens. Zakładam wiec bloga i będę go pisać szczerze. Dawno tego nie robiłam, a miło czasem wspominam stare wpisy. 🙂 
Będę codziennie zamieszczać liczbę zjedzonych kalorii i ćwiczenia jakie wykonałam. 
Ostatnio nie czuje się dobrze, boli mnie głowa i miewam zawroty, brak koncentracji, może brakuje mi świeżego powietrza, mam nadzieje, ze przestanie bo w takim stanie ciężko jest ćwiczyć. 
Potrzebuje tego, nie chce się wycofywać. Nie odnajdę się bez tego w świecie.
💗